Pamiętacie film „Pan Kleks w Kosmosie”? Ja z tego filmu pamiętam tylko scenę, gdzie nauczyciel, w którego wciela się Emilian Kamiński, wykonuje piosenkę, której fragment przytaczam w tytule. Jeśli ktoś nie kojarzy, zapraszam do zapoznania się.
Jak już się dobrze wsłuchamy w tekst, to można dojść do jednego wniosku: przerażająca wizja edukacji. Jasne – powiemy – to film dla dzieci a przedstawiona powyżej postać jest antybohaterem. Ale mnie, jako dorosłego, przeraża fakt, że niektórym taka wizja wychowania się marzy. Niektórzy taką wizję realizują na co dzień. A jeszcze inni piszą książki, w których podają instruktarze jak bić niemowlęta. Książka „Pasterz serca dziecka” została na szczęście wycofana ze sprzedaży, ale wciąż wiele osób wierzy w niektóre prawdy, jakie zaserwował czytelnikom pastor Tripp.
Wciąż wiele osób wierzy w klasycznie rozumiany system kar i nagród. A wśród moich znajomych wciąż pojawiają się hasła typu: ja w dzieciństwie dostawałem tęgie lanie i wyrosłem na ludzi. A dziś… te bezstresowe wychowanie. Dzieciakom wszystko wolno.
I jakie są skutki? Widzimy to na każdym kroku.
W jednym się zgodzę. Bezstresowe wychowanie jest problemem. To druga skrajność w wychowaniu. A w zasadzie to całkowity brak wychowania. Pozwalanie na wszystko. A jakie są skutki? No… tak jak wyżej napisałem. Widzimy to na każdym kroku. Czy jest jednak jakiś złoty środek? No i jak my radzimy sobie z codziennymi wyzwaniami rodzicielskimi? Spróbuję co nieco na ten temat napisać.
Ci, którzy mnie troszkę znają, wiedzą że jednym z moich „koników” są książki. Mam całkiem sporą biblioteczkę i sporą jej część zajmują książki z dziedziny psychologii, pedagogiki czy też książki dotyczące samorozwoju. Zupełnie inną sprawą jest to, że większości nie przeczytałem „od deski do deski”, ale lubię czasem do tej czy innej zajrzeć i przeczytać coś na chybił trafił.
Wśród tych wszystkich książek aktualnym numerem jeden są książki z serii „Pozytywna dyscyplina” autorstwa Jane Nelsen, Cheryl Erwin i Roslyn Ann Duffy. Na naszej półce są dwie. „Pierwsze 3 lata życia” oraz „Pozytywna dyscyplina dla przedszkolaków”. Nie mamy tak zwanej „podstawki” czyli książki od której – cytując klasyka – wszystko się zaczęło. Ale ogólna idea zawarta jest również w książkach stargetowanych pod konkretne grupy wiekowe. Ale może coś więcej o samej metodzie…
Pozytywna Dyscyplina jest klasyczną metodą wychowawczą rozwijaną od 30 lat. Jej korzenie sięgają psychologii indywidualnej austriackiego psychoterapeuty Alfreda Adlera, który jako jeden z pierwszych zainteresował się jednostką w szerszym kontekście społecznym i uważał, że wszyscy ludzie mają jedno podstawowe pragnienie: chcą czuć, że przynależą i że są ważni.
Już w latach dwudziestych XX wieku Adler promował koncepcję edukacji dla rodziców w Stanach Zjednoczonych. Zachęcał do traktowania dzieci z szacunkiem, ale przestrzegał przed ich rozpieszczaniem, które jego zdaniem nie było wpierające i przyczyniało się do późniejszych problemów związanych z funkcjonowaniem w rodzinie i społeczeństwie. Techniki pracy z dziećmi w warunkach szkolnych, opisane już na początku lat dwudziestych, dziesięć lat później, na grunt amerykański, przeniósł Rudolf Dreikurs. Uprzejme i stanowcze podejście do wychowania dzieci w domach i szkołach, Adler i Dreikurs nazywali „demokratycznymi”.
Lynn Lott i Jane Nelsen poznały się w latach osiemdziesiątych. Lynn prowadziła wtedy szkolenia z nauczania poprzez doświadczenie i we współpracy ze swoim uczniami napisała pierwszy Podręcznik Umiejętności Rodzicielskich. Jane była dyrektorem finansowanego przez państwo projektu ACCEPT (Adlerian Counseling Concepts for Encouraging Parents and Teachers, czyli inspirowanych psychologią Alfreda Adlera koncepcji wsparcia dla rodziców i nauczycieli), który tuż po wprowadzeniu i pierwszych testach uzyskał niezwykle pochlebne opinie. W 1981 roku Jane Nelsen napsiała i własnym sumptem opublikowała książkę Positive Discipline („Pozytywna Dyscyplina”)”, w roku 1987 wydaną przez wydawnictwo Ballantine. Rok później Jane i Lynn zdecydowały się na współpracę przy książce Positive Discipline for Teenagers (Pozytywna Dyscyplina dla nastolatków) i zaczęły wspólnie prowadzić warsztaty empirycznego przyswajania umiejętności wychowawczych dla rodziców i nauczycieli. Niedługo później napisały Positive Discipine in the Classroom(Pozytywna Dyscyplina w klasie) i stworzyły podręcznik z mnóstwem empirycznych ćwiczeń dla nauczycieli i ich uczniów.
W kolejnych latach seria Pozytywna Dyscyplina wzbogaciła się o wiele pozycji, które powstały z myślą o różnych grupach wiekowych, kontekstach rodzinnych i szczególnych potrzebach. Rozpowszechnianiem Pozytywnej Dyscypliny w szkołach oraz na warsztatach dla rodziców i edukatorów Pozytywnej Dyscypliny zajmują się Certified Positive Discipline Associates (Certyfikowani Partnerzy Pozytywnej Dyscypliny). Rodzice, nauczyciele oraz osoby zajmujące się szeroko rozumianą opieką nad dziećmi mogą zostać facylitatorami Pozytywnej Dyscypliny i przekazywać koncepcję tej metody dalej.
Powyższe fragmenty pochodzą ze strony pozytywnadyscyplina.pl na której można znaleźć wiele interesujących tekstów, materiałów wideo a w sklepie zakupić można książki i materiały pomocnicze związane z metodą pozytywnej dyscypliny. A jakie jest moje zdanie o tej metodzie? Czy ona działa? I jak odbierają ją dziewczyny? A właściwie jak odbiera ją Łucja… bo z Judytą no z nią na razie nie ma takich problemów, by szukać alternatywnych metod wychowawczych. 😉
Na początku może warto podkreślić, że w powyższej metodzie znacząco odmienne jest rozumienie słowa dyscyplina. Pozwolę sobie znowu na mały cytat: Kiedy ludzie mówili o dyscyplinie, mieli na myśli karę, głównie dlatego, że wierzyli, że te dwa słowa są synonimami. Prawdziwa dyscyplina wiąże się jednak z nauczaniem. Pozytywna dyscyplina opiera się na nauczaniu, rozumieniu, zachęcaniu i komunikowaniu – nie na karaniu. Kara niesie ze sobą intencję, aby dzieci zapłaciły za to, co zrobiły. Dyscyplina pozwala wyciągnąć dzieciom lekcję z tego, co zrobiły.
Niby takie nic… a jednak kolosalna różnica w obu podejściach do wychowania.
A jakie metody Pozytywnej Dyscypliny wcielamy w życie?
Z lepszym lub gorszym skutkiem próbujemy kilku technik. Wszystkie techniki znajdują się na specjalnych kartach, które są kwintesencją „podstawowej książki”. Spróbuję o tych, które stosujemy (z lepszym lub gorszym skutkiem) Przynajmniej niektórych, bo jest ich całkiem sporo a mój wpis i tak już jest całkiem długi 😀
- Pozytywna przerwa. Wielu ludzi stosuje wobec dziecka karę izolacji. Znamy pewnie i my słynne: „idź do swojego pokoju”. W pozytywnej dyscyplinie ta metoda funkcjonuje pod inną nazwą i jej głównym celem nie jest ukaranie dziecka, ale zachęcenie go, by udał się w „specjalne miejsce”, gdzie ochłonie, uspokoi emocje, wyciszy się. Oczywiście, by zastosować tę technikę sami najpierw musimy ochłonąć, by nie można tego zastosować w gniewie. To musi być grzeczna propozycja. Dla niektórych taka zmiana nazw i kombinowanie może wydawać się głupie, ale jeżeli coś wydaje się głupie i działa, to nie jest głupie.
2. Jedno słowo. Jak sama nazwa mówi. Starać się upraszczać komunikaty do minimum. Przyznam się szczerze. Mnie ta technika średnio wychodzi. 1:0 dla żoneczki 😀
3. Naturalne i logiczne konsekwencje. Czyli każda przyczyna rodzi jakiś skutek. Huśtasz się na krześle? Możesz spać, bo grawitacja jest „panią lekkich obyczajów”. Unikamy wtedy kazań i tekstów. A nie mówiłem… To naturalne konsekwencje. A logiczne? Logiczne powiązane są z ustalonymi zasadami. Ustalamy wspólnie, że z A wynika B. Kiedy dziecko robi A… my odpowiadamy mu na to B. I teraz uwaga. Teoretycznie logiczna konsekwencja to „klasycznie rozumiana kara”, ale różnica jest w czterech P.
Konsekwencje muszą być: powiązane, pełne szacunku, proporcjonalne i pomocne. Jeśli jednego p. zabraknie, konsekwencja zamienia się w zwykłą karę. To nam wychodzi całkiem nieźle. Ale Ola i tak jest w tym temacie lepsza ode mnie 🙂
4. Ograniczony wybór. Pozwalamy dziecku zadecydować w pewnych sprawach. Ale tak naprawdę podsuwamy mu alternatywy, na jakich nam zależy. To ważne, by ograniczyć się tylko do dwóch opcji. Np. Czy chcesz przyjść na obiad sama, czy za rękę ze mną. Albo czy pójdziesz do samochodu normalnie, czy skacząc jak zając. Ubierzesz kurtkę różową czy fioletową. A jeśli dziecko nie chce żadnej z dwóch opcji? Wtedy mówimy: Takiej opcji nie ma w naszym wyborze. Warto też podkreślić słowo: decyduj.
5. Ucz dzieci, co mają robić, zamiast mówić, czego mają NIE robić. Chodzi o odwrócenie zakazu na pozytywne polecenie. Bo myślę, że wiecie jak to jest z tym nie. A jeśli nie wiecie, to Wam powiem. Zatem nie myślcie o różowym słoniu. Nawet nie próbujcie go sobie wyobrażać. Nie myślcie i nie wyobrażajcie sobie też żółtej kokardy na jego ogonie. A tym bardziej nie przywołujcie w pamięci obrazu słomkowego kapelusza na jego głowie. 😀 Rozumiemy już? Mózg nie widzi „nie”. By móc nie myśleć, najpierw musi pomyśleć. Pewnie dlatego kiedy wołamy do dziecka: nie przewróć się, ono 3 sekundy później leży na ziemi. Technika jest super. Ale wymaga kreatywności. Trzeba myśleć szybciej niż wydajemy polecenia. Czasem nam się udaje ją zastosować. I naprawdę widać rezultaty 🙂
6. Pytania pełne ciekawości. To kolejna forma innego sposobu na wydawanie poleceń. Dziecko samo mówi, co trzeba zrobić. Pytania skłaniają je do myślenia o odpowiedniej kolejności wykonywania czynności. Oraz do dokonywania wyborów. Kiedy stosujemy tę technikę, naprawdę przynosi widoczne rezultaty. Oczywiście pytania są dostosowane do wieku. Trochę jest to też forma zabawy, trochę nauki.
Technik opisanych na kartach Pozytywnej Dyscypliny jest znacznie więcej. Nie wszystkie stosujemy, bo wiele z nich jest dla starszych dzieci. Jednak te, które wykorzystujemy sprawdzają się. Jasne! Nie jest kolorowo, jak to z dziećmi. Często mamy różne zwariowane akcje. Często mamy sytuacje całkowitej bezsilności wobec kolejnych buntów. Ale suma summarum staramy się wychowywać dzieci w atmosferze przyjaźni, akceptacji, szacunku. Jeśli już sięgamy po klasycznie rozumiane kary, to zawsze pokazujemy, że jest nam przykro, że musimy podjąć takie kroki. Wierzę, że jest to dobrze odczytywane.