No i mamy Święta Wielkanocne. Jakże inne tego roku… Ja zaś pogrzebałem w archiwum i znalazłem taki kwiatek z zeszłego roku. Łucja niesie koszyczek ze święconką i „cieszy puchę”. W tym roku takie cuda niestety nie miały miejsca. wszyscy grzecznie siedzieliśmy w domu i śledziliśmy transmisje on-line z liturgii Triduum. Myślę, że dla moich czytelników nie jest to żadną tajemnicą, że wartości związane z Wiarą, zajmują w naszej rodzinie bardzo ważne miejsce.
Oczywiście tradycje świąteczne a Wiara (ta z wielkiej litery) to dwie zupełnie inne sprawy. Ale Tradycja (również ta z wielkiej litery) to także bardzo ważna rzecz. Wiecie przekazywanie pewnych zwyczajów w rodzinie. Nauka od wczesnych lat, że to jest ważne. Że te wszystkie gesty są cegiełkami, które pokazują nam Kim naprawdę jesteśmy.
Czy bez święconki, procesji rezurekcyjnej a wcześniej święcenia palm, czuwania przy grobie itp. świat się zawalił? No nie… Ale jest inaczej… I każdy przyzna to, że Wielkanoc 2020 zapamiętamy do końca życia. Będziemy opowiadać o niej naszym dzieciakom, kiedy będą już dużo więcej rozumieć. Bo OK… one też są świadkami tych wydarzeń, ale przecież one nie znają innego świata. Nie znają świata, w którym my dorastaliśmy. To nasze zadanie opowiadać im jaki ten świat był… Aby któregoś dnia uczynić go lepszym.
Święta, które są, ale tak jakby ich nie było… Co one nam pokazują? Czego nas uczą?
Może pokazują, co jest w życiu najważniejsze… w tych całych Świętach?
A może Kto jest najważniejszy?
OK… dość mędrkowania 🙂
Teraz szybkie wspomnienia, co u nas… Jak to u nas wyglądało 🙂
No więc… Wziąłem sobie wolne od środy…
Plan był taki, by pomóc w sprzątaniu, troszkę razem dom ogarnąć.
Chciałem też wypróbować jeden gadżet, który sobie sprawiłem: wędzarnię balkonową.
Zapeklowałem polędwiczki wieprzowe, które od tygodnia leżały w przyprawach. 🙂
No i się działo. W międzyczasie trzeba było zająć jakoś Łucję. No to były zajęcia plastyczne. Zajęcia plastyczne wyglądają u nas zwykle tak, że ja coś lepię z plasteliny, albo rysuję albo maluję farbami 😀 a Łucja podpowiada jakiego koloru teraz użyć.
No, ale – do jasnej Anielki – ileż można rysować różowych koni? 😀
OK… dobra Łucja też próbuje rozwijać się plastycznie. Przypomina to wprawdzie dzieła abstrakcjonistów… ale ciii 🙂
Poza zajęciami plastycznymi układamy puzzle. Tutaj wielki szacun dla naszej trzylatki, bo udaje jej się złożyć w całość układanki, które teoretycznie są dla nieco starszych dzieciaków. No, ale kiedy puzzle są z Psim Patrolem, to nad czym tu się zastanawiać 🙂
Jest jeszcze gra… Na potrzeby tego wpisu nazwijmy ją planszową, choć brak w niej planszy. Dostaliśmy ją w spadku i brakuje w niej jednego pozornie istotnego elementu. Ale do rzeczy… Gra nazywa się „Pingwin na lodzie” i chodzi w niej o to, by wybijać specjalnym młoteczkiem „kostki lodu” w ten sposób, by nie strącić pingwina. Łucja oczywiście ma swoje własne zasady gry 😀 No… ale ważne jest to, że jest chwila spokoju.
Dobra, dobra… bo z tego wpisu zrobił mi się poradnik „jak przetrwać izolację” a miałem pisać o czasie przygotowania do świąt. Zatem. Dom sprzątnięty. Okna umyte… Tutaj kapelusze z głów dla Żoneczki, która wszystkie okna w liczbie kilkunastu (niezła siara, bo nie umiem się doliczyć czy 11 czy 12) umyła w turbo ekspresowym tempie. Oczywiście wyprała firany, wyprasowała je a wieszaniem to już się podzieliliśmy. No miałem w wieszaniu swój wkład… żeby nie było.
A potem przyszło Triduum…
W tak zwanym międzyczasie Judyta zaczęła nam szaleć. Płaczki niedobrotki nie do uspokojenia. Potem doszła lekka gorączka… Paracentamol poszedł w ruch. Oczywiście wszystko zgodnie z treścią ulotki załączonej do opakowania i po konsultacji z farmaceutą (żeby nie było) Myśleliśmy sobie… Zęby idą. W końcu dwa już wyszły… Więc kolejne dwa na horyzoncie, nikogo by nie zdziwiły.
No i dziś się okazało, że to… Trzydniówka….
(choć z tymi zębami to nic nie wiadomo. Combo też wchodzi w grę :D)
Całą liturgię Triduum oglądaliśmy w Internecie. Chyba tylko Wielki Czwartek w radiu…
W Piątek ja trochę oglądałem… a trochę próbowałem zajmować się dziećmi. A wczoraj chyba nawet się udało… Dziś też… Choć nie tak, jakbyśmy tego chcieli. Tak czy siak. Takie oglądanie mszy w TV czy na komputerze to nie to samo. I dla mnie zawsze będzie to bardziej jak oglądanie każdego innego programu. Ale w tym wyjątkowym czasie naprawdę staram się przeżywać wszystko, jakbym tam był… nawet jeśli pozornie wygląda to inaczej.
A dziś… No dziś było śniadanko. Normalne Wielkanocne. W pełnym tego słowa znaczeniu. Z jajkiem, kilkoma wędlinami, buraczkami i chrzanem… Jajka oczywiście udekorowane. Potem były ciasta… Babka, sernik i Tiramisu. Na bogato.
Nawet Judyta trochę zjadła… z Wielkanocnego stołu.
Ok trudno to nazwać do końca jedzeniem…
To była zabawa połączona z kosztowaniem, która wpisuje się w filozofię BLW.
Z góry uprzedzam pytanie… Nie rozszerzamy diety zgodnie z zasadami BLW, ale przemycamy niektóre jego założenia. Korzystamy też z przepisów z „alaantkowych”.
Więcej napiszę w osobnym wpisie… Co już chyba kiedyś obiecywałem 😉
Hm… Czy to wszystko na dziś? Myślę, że tak.
Zatem do następnego razu. Oby wcześniej niż później 😀
Bo z tym moim pisaniem to… Trzy Światy i meble na raty…